Po pół roku regularnego spotykania się uznałam, że moi rodzice muszą także poznać Wojtka, ponieważ jest to świetny facet i na pewno przypadnie im do gustu. Jakie było moje zdziwienie, gdy pojawiłam się u moich rodziców, a oni zamiast ciepło przyjąć mojego ukochanego, od razu na dzień dobry powiedzieli mi, że nie spodziewali gegol Dołączył: 2009-08-27 Miasto: Warszawa Liczba postów: 514 4 stycznia 2020, 11:16 Czy od Was też rodzice wymagają rozwiązywania swoich problemów na każdym kroku? Mam 31 lat, wyprowadziłam się z domu jak miałam 23 lata (jak tylko dostałam 1 umowe o pracę). Mam Męża, prace i ogólnie swoje życie. Mieszkam niecałą godzine drogi od domu rodzinnego. W domu rodzinnym pojawiam się rzadko (raz na kwartał?), ale Matka (lub Ojciec), Matka zdecydowanie częściej wydzwania do mnie przynajmniej co 2 dni i prawie za każdym razem czegoś chce. A to jej coś przetłumacz (prowadzi własną firemke i zatrudnia osoby znające angielski), a to żeby jej coś przewieźć, a to jej coś załatw. Kiedyś źle zaprakowała (ma w dupie znaki i wiedziała że źle parkuje ale sądziła że jej sie upiecze) i jej auto odholowali to oczywiście żebym przyjechała i zapłaciła 600 zł bo ona nie ma kasy a każdy dzień na policyjnym parkingu to dużo pieniędzy. Nie nigdy nie oddała. Jak w pracy czegoś nie wie albo ma wątpliwość to zawsze telefon do mnie. Spłacam karte kredytową - ona nie miała zdolności a jeszcze jak mieszkałam u nich namówiła żebym wzieła na siebie, bo nie będzie co do garnka włożyć i nam prąd odetną. Oczywiście obiecała spłacać i nigdy tego nie zrobiła. Nie zarabia jakoś źle, nie ma kredytu na mieszkanie ale wszystko co zarobi to natychmiast przepuszcza na jakieś bzdury. Kiedyś zarabiała sporo ale odkąd pamiętam nigdy nie oszczędzała. Jednocześnie potrafi mnie wyśmiać że nie chodze co miesiąc do fryzjera, czy nie przepuszczam kasy na ciuchy. Kupiłam z Mężem i urządziłam jakiś czas temu mieszkanie ( częściowo na kredyt) - nie dołożyła ani złotówki , ale wszystkim wokół opowiada o tym jakby to była jej zasługa. Nie raz jej wytykałam, że jej zachowanie jej słabe ale wtedy płacze aż ją zatyka, krzyczy, obraża się, odgraża się że dostanie zawału , po jakimś czasie jej przechodzi i tak w kółko. Dziś znowu dzwoniła, że Ojciec (a dokładniej mój Ojczym) jest okropny, że nie może z nim wytrzymać i że ma wstrętny charakter. Mówiłam jej już o tym ponad 10 lat temu, jak wyjechała na pół roku za granice a mnie z nim zostawiła i musiłam znosić jego zachowanie. Jak wróciła to jej powiedziałam co wyprawiał, ale wtedy na mnie nawrzeszczała że kłamie i chce go jej obrzydzić. Dziś jej to przypomniałam - "no tak na Ciebie to można liczyć" (z ironią). To nie pierwsza taka sytuacja, za 2 tygodnie się pogodzą i powie do każdego jakie z nich udane małżeństwo. Jestem zmęczona, jest mi wstyd przed Mężem i jego rodziną (za każdym razem jak są jego i moi rodzice to się najem wstydu za ich zachowanie). Mąż też nie rozumie dlaczego musze na nich lożyć cały czas skoro tak to się przechwalają ciągle czymś nowym. Sorry za długi post ale mi się ulało - jakieś rady? Dołączył: 2012-02-10 Miasto: Lublin Liczba postów: 1406 4 stycznia 2020, 11:33 Twoja matka jest z tego co mówisz bardzo toksyczną osobą, na Twoim miejscu ograniczyłabym kontakty do niezbędnego minimum, czyli telefon z życzeniami na święta. Im więcej macie kontaktu tym gorzej, a mama się nie zmieni w tym wieku, może być tylko coraz gorzej. Wiem z autopsji. Lois_Lane Dołączył: 2019-05-02 Liczba postów: 268 4 stycznia 2020, 11:34 Doczytałam do końca. Masz prawą być zła i rozżalona. Dobrze, że jesteś świadoma tego co się dzieje. Musisz postawić matce granice, jak na razie wchodzi ci na głowę kiedy chce. Takim w miarę wygodnym sposobem może być ograniczenie kontaktu, nie odpowiadaj na każdy jej telefon. Oddzoń raz na tydzień/dwa tygodnie i powiedz że byłaś przepracowana, nie miałaś czasu. Oczywiście będzie biadolić że nie masz dla matki czasu ale jak nie postawisz na swoim i nie zaciśniesz zębów to nic nie tak zrobiłam z teściami jak jeździliśmy do nich często i mimo to wciąż były pretensje że prawie nas nie ma. Tak mnie szlak trafił że byliśmy 3 razy w roku i temat się skończył. mamager 4 stycznia 2020, 11:39 Wpisz sobie w google OSOBOWOŚĆ NARCYSTYCZNA i wszystko stanie się jasne. Dołączył: 2013-04-20 Miasto: Poznań Liczba postów: 3179 4 stycznia 2020, 11:48 Masz problem ze stawianiem granic, popracuj nad tym, bo się zameczysz. Kiedyś rodzice wychowali Ciebie, stosowali jakaś dyscyplinę, stawiali granice... Teraz Ty musisz wychować ich :) Ja rozpoczęłam ten proces bardzo wcześnie, więc problemu nie mam. Nastepnym razem nie wyskakuj z pieniedzy, matka poniesie konsekwencje swoich działań i na drugi raz pomysli. To tak jak z dziećmi, trzeba cierpliwości :) Trafilas na rozkapryszonego bachora, ale dasz radę :) Cllio 4 stycznia 2020, 11:50 Jakbym czytała o moim ojcu. A w dodatku mnie obarczał odpowiedzialnością za moje dorosłe rodzeństwo. Bo jestem najstarsza, dobrze zarabiam i powinnam się wszystkimi zajmować... Odcięłam się. Przestalam przyjeżdżać, obierać prawie wszystkie jego telefony. Powiedziałam wprost, że mam dość. Że każdy jest odpowiedzialny za siebie a mnie nikt nie pyta jak sobie radzę. Pomogło. Liandra 4 stycznia 2020, 12:09 A nie bierzecie pod uwagę, że matka w taki może trochę spaczony sposób ale po prostu próbuje zyskać odrobine uwagi, potwierdzenia jakiś uczuć córki, która choć mieszka tylko godzinę drogi od niej, odwiedza ją ledwo kilka razy w roku albo właśnie po takich telefonach z wymogami? Nawet jeśli jest to wizyta z pretensjami to jednak jakaś wizyta dziecka... Mimo nie najłatwiejszego charakteru matka zapewne cię kocha i może ciężko znosi tą twoją izolację? Ty masz masę pretensji do rodziców których nie przepracowałaś i nie umiesz się z nimi pogodzić (choćby ten wyjazd matki za granicę-nie sądzę że pojechała dla rozrywki- raczej ciężko pracować żeby poprawić byt rodziny). Niemniej na pewno nie masz żadnego obowiązku utrzymywania rodziców którzy pracują i mają dochody. Proste okazanie zainteresowania raz na tydzień telefonicznie nie musi być równoznaczne z płaceniem -uważam że można to oddzielić i ustawić tak relacje z rodziną by nie dać się wykorzystywać, a jednocześnie nie odrzucać ich całkiem. Tylko kwestia czy dasz radę to sobie poukładać i odsunąć na bok swoje dawne żale i pretensje do nich. Wydaje mi się że w dorosłym życiu takie zaszłości warto spróbować usunąć z relacji z bliskimi. gegol Dołączył: 2009-08-27 Miasto: Warszawa Liczba postów: 514 4 stycznia 2020, 12:38 A nie bierzecie pod uwagę, że matka w taki może trochę spaczony sposób ale po prostu próbuje zyskać odrobine uwagi, potwierdzenia jakiś uczuć córki, która choć mieszka tylko godzinę drogi od niej, odwiedza ją ledwo kilka razy w roku albo właśnie po takich telefonach z wymogami? Nawet jeśli jest to wizyta z pretensjami to jednak jakaś wizyta dziecka... Mimo nie najłatwiejszego charakteru matka zapewne cię kocha i może ciężko znosi tą twoją izolację? Ty masz masę pretensji do rodziców których nie przepracowałaś i nie umiesz się z nimi pogodzić (choćby ten wyjazd matki za granicę-nie sądzę że pojechała dla rozrywki- raczej ciężko pracować żeby poprawić byt rodziny). Niemniej na pewno nie masz żadnego obowiązku utrzymywania rodziców którzy pracują i mają dochody. Proste okazanie zainteresowania raz na tydzień telefonicznie nie musi być równoznaczne z płaceniem -uważam że można to oddzielić i ustawić tak relacje z rodziną by nie dać się wykorzystywać, a jednocześnie nie odrzucać ich całkiem. Tylko kwestia czy dasz radę to sobie poukładać i odsunąć na bok swoje dawne żale i pretensje do nich. Wydaje mi się że w dorosłym życiu takie zaszłości warto spróbować usunąć z relacji z że jeżdże tam raz na kwartał nie znaczy, że jej nie widuje - ona jeździ do mnie albo widzimy sie na mieście. Przestałam jeździć bo non stop darli koty i dlatego też starałam sie szybko wyprowadzić. Moi rodzice byli u nas na święta i na sylwestra a przed świętami to tak na początku listopada, przy innych ludziach zachowują pozory. A co do wyjazdu zagranicznego - miała jechać zarobić ale podobno nie było dla niej pracy, więc nie przywiozła żadnych pieniędzy. Przywiozła sobie za to kilka torebek a mi za duże jeansy (ze stresu schudłam 12 kg w pół roku). Mieszkanie, wikt i opierunek miała za free bo mieszkała u swojego brata, który by the way po tym wyjeździe przestał z nią utrzymywać kontakt. Jest to też mój chrzestny i ze mną ma dobre relacje. Nie mam żalu, bardziej zmęczenie i jest mi smutno jak patrze na normalne relacje mojego Męża i jego rodziców. Dołączył: 2015-01-14 Miasto: Kielce Liczba postów: 2265 4 stycznia 2020, 12:48 U mnie odwrotnie. Moja mama nie chce nikomu zawracać głowy, wszystko sama, nawet ból ukrywała... A dla ciebie mam jedną stanowczą radę-absolutnie nie dawaj jej żadnych pieniędzy. Nie masz żadnego obowiązku na nią łożyć, ona tobą manipuluje taki zachowaniem. agazur57 Dołączył: 2017-03-21 Miasto: Leśna Góra Liczba postów: 5694 4 stycznia 2020, 12:55 Litości, to są dorosłe osoby, nikt im nie musi życia uprzyjemniać. Stawiaj granicę- wiem, że to trudne, zwłaszcza jak z kimś łączą więzy emocjonalne. Też nie rozumiem dlaczego finansujesz matkę mając własną rodzinę. Matka jest manipulantką, która wykorzystuje ludzi. Po prostu Cię wykorzystuje. ote="Liandra napisał(a):A nie bierzecie pod uwagę, że matka w taki może trochę spaczony sposób ale po prostu próbuje zyskać odrobine uwagi, potwierdzenia jakiś uczuć córki, która choć mieszka tylko godzinę drogi od niej, odwiedza ją ledwo kilka razy w roku albo właśnie po takich telefonach z wymogami? Nawet jeśli jest to wizyta z pretensjami to jednak jakaś wizyta dziecka... Mimo nie najłatwiejszego charakteru matka zapewne cię kocha i może ciężko znosi tą twoją izolację? Ty masz masę pretensji do rodziców których nie przepracowałaś i nie umiesz się z nimi pogodzić (choćby ten wyjazd matki za granicę-nie sądzę że pojechała dla rozrywki- raczej ciężko pracować żeby poprawić byt rodziny). Niemniej na pewno nie masz żadnego obowiązku utrzymywania rodziców którzy pracują i mają dochody. Proste okazanie zainteresowania raz na tydzień telefonicznie nie musi być równoznaczne z płaceniem -uważam że można to oddzielić i ustawić tak relacje z rodziną by nie dać się wykorzystywać, a jednocześnie nie odrzucać ich całkiem. Tylko kwestia czy dasz radę to sobie poukładać i odsunąć na bok swoje dawne żale i pretensje do nich. Wydaje mi się że w dorosłym życiu takie zaszłości warto spróbować usunąć z relacji z że jeżdże tam raz na kwartał nie znaczy, że jej nie widuje - ona jeździ do mnie albo widzimy sie na mieście. Przestałam jeździć bo non stop darli koty i dlatego też starałam sie szybko wyprowadzić. Moi rodzice byli u nas na święta i na sylwestra a przed świętami to tak na początku listopada, przy innych ludziach zachowują pozory. A co do wyjazdu zagranicznego - miała jechać zarobić ale podobno nie było dla niej pracy, więc nie przywiozła żadnych pieniędzy. Przywiozła sobie za to kilka torebek a mi za duże jeansy (ze stresu schudłam 12 kg w pół roku). Mieszkanie, wikt i opierunek miała za free bo mieszkała u swojego brata, który by the way po tym wyjeździe przestał z nią utrzymywać kontakt. Jest to też mój chrzestny i ze mną ma dobre relacje. Nie mam żalu, bardziej zmęczenie i jest mi smutno jak patrze na normalne relacje mojego Męża i jego rodziców. A tak przy okazji, odpowiednim zachowaniem kobiety może zapewnić, że jej mąż jest od niej gorszy. Ale tutaj potrzebna jest mądrość. Nie możesz przejść z silnym mężczyzną. Nawiasem mówiąc, jeden mądry krewny powiedział, że należy milczeć, gdy dochodzi do kłótni, i nie mówić przeciwko, jeśli mąż wariuje.
Jest mi bardzo przykro, ostatnie wieczory spędzam sama, płacząc do poduszki. Moja rodzina mieszka prawie 200 km ode mnie ciężko jest liczyć na wsparcie od nich; choć mama, która od zawsze była moją przyjaciółką stara się mnie wspierać, ale teraz najważniejsze jest wsparcie ukochanej osoby, a ja tego nie mam. Nie wiem co mam robić czy iść do psychologa czy wyjechać na jakiś czas. Bo z mężem już rozmawiałam na ten temat i nic ciągle tak jak było tak jest. Jakby tego było mało całymi dniami siedzę w domu z dzieckiem nie mogę wyjść nigdzie bo muszę gotować sprzątać a później znowu sprzątać i tak w kółko. Dawno nie byłam u kosmetyczki czy u fryzjera ciągle dom i dziecko a on po pracy lata do koleszków to tu to tam. A i pracuje od 7 do 15 i nie ma ciężkiej pracy bo jeździ na wózku widłowym i ciągle jest zmęczony i niedospany. Mam tego i jego dość.

Pamiętam, jak w domu moich rodziców była taka gruba książka "Od objawu do rozpoznania". Był to słownik chorób z ich wszystkimi możliwymi symptomami. Można było filtrować także objawy i dopasować sobie chorobę. Moja mama ciągle to czytała. Szantażowała mnie i siostrę swoimi tajemniczymi chorobami i nagłą śmiercią.

fot. Adobe Stock Życie nie jest sprawiedliwe. Jedni mają wszystko, a inni nic. Ci drudzy mogą jedynie oglądać tych pierwszych w telewizji albo obserwować ich życie z ukrycia, a wieczorami płakać w poduszkę nad swoim losem. Tak to zostało urządzone. Od początku nie miałam szans, żeby się wybić. Byłam brzydkim dzieckiem, a potem pryszczatą nastolatką. W dodatku niezbyt zdolną, bo w szkole łapałam same dwóje i tróje. Jednak to w sumie nic. Bo czy w dzisiejszym świecie dziewczyna naprawdę musi być ładna i mądra, żeby wieść fajne życie? Nie. Musi mieć pieniądze. Ja zaś urodziłam się w biednej rodzinie. I matka z ojcem przekazali mi tę biedę w genach. Kim ma niby zostać córka woźnej i zwykłego, szarego robotnika? Jaką karierę zrobi? Po szkole zawodowej zatrudniłam się w sklepie, bo trzeba było dołożyć się starym do czynszu. Inaczej wyrzuciliby mnie na zbity pysk. „Nie pracujesz, to i nie jesz” – mówili mi często. Wiem, że niektórzy moi rówieśnicy poszli do liceum, a potem na studia i przez pięć lat zbijali bąki. Rodzice płacili za ich utrzymanie, a po wszystkim jeszcze poupychali ich w firmach znajomych za niemałe pieniądze. Szczęściarze. Ja od początku startowałam z gorszej pozycji. W sklepie zarabiałam grosze na śmieciówce. Na tyle mało, że mogłam zapomnieć o wyprowadzce z domu. Kręgosłup bolał mnie od ciągłego stania, a twarz miałam zdrętwiałą od sztucznych uśmiechów. Potem przeniosłam się na kasę do marketu. Tu dawali stałą umowę, jednak roboty było jeszcze więcej. W dodatku codziennie musiałam patrzeć na przystojniaków z grubym portfelem i ich wysztafirowane żonki ciągnące wózki wypełnione żarciem po brzegi. Byli tacy piękni, zadbani i uprzejmi do bólu… Denerwowali mnie. Zwłaszcza że stać ich było na filety z łososia, francuskie sery i inne fanaberie. Na mnie czekał w domu chleb ze smalcem i najtańsze parówki. No i pijany ojciec. Gdy zaczął zaglądać do kieliszka i robić awantury, wiedziałam, że czas na wyprowadzkę. Tylko jak tu cokolwiek wynająć, gdy ledwo mi starczało do pierwszego? Musiałam wziąć dodatkową robotę. Koleżanka, która wyjeżdżała do Anglii, poleciła mnie u takich jednych, u których sama wcześniej pracowała. Miałam przychodzić w każdy weekend na sprzątanie. To typowa szczęśliwa rodzinka. Tatuś, mamusia i kilkuletni dzieciak. Mają wielką chałupę pod miastem. Za dzień spokojnie wyciągam stówkę albo i dwie. Pomnożone przez cztery soboty dały mi niezłą sumkę, za którą mogłam wreszcie wynająć samodzielny pokój. Super, co? I tak gnieżdżę się w moim małym pokoiku, którego jedyną zaletą jest to, że znajduje się z dala od pijanego ojca, a potem idę sprzątać dwustumetrowy dom ludzi niewiele starszych ode mnie. Ona nie pracuje w ogóle. Siedzi w domu i udaje, że zajmuje się synem. On jeździ w garniturze do korporacji. Jest dyrektorem czy kimś takim. W każdym razie dziany gość. Przystojny… Ile razy wyobrażałam sobie, że to ja jestem na miejscu tej jego leniwej żonki. Nic tylko leżę i pachnę. No i jeszcze wydaję pieniądze męża. Z jaką łaską ta lala przekazuje mi wypłatę. Jakbym była jakąś jej poddaną, a ona moją królową, która może mnie skarcić albo pogłaskać po główce. – Dziękuję, bardzo dobrze się pani spisała – powiedziała ostatnio, a w jej głosie pobrzmiewał ton wyższości. Słyszałam go wyraźnie. Zawsze go słyszę, kiedy się do mnie zwraca. Zdzira! W czym ona jest lepsza ode mnie? Że ładniejsza? Też bym była piękna, gdyby mnie było stać na fryzjerów, kosmetyczki i te wszystkie drogie mazidła. Wykształcona? Jak ona studiowała te swoje psychologie czy co tam, ja układałam towar na półkach. To chyba więcej warte niż siedzenie w książkach. A może szczyci się tym, że wyrwała taką partię…? Tak, mogłabym mieć takiego męża. Kulturalny, dobrze ubrany, dżentelmen. W moim życiu znałam tylko Mańków spod budki z piwem. Latali za mną już w szkole, ale ja żadnego nie chciałam. Przynajmniej nie na stałe. Bo jaka przyszłość mnie czeka z takim facetem? Marne życie od pierwszego do pierwszego. Ciężka praca przez cały dzień, potem jakiś serial, bara-bara i spać. Nie, Mańkom z góry dziękuję. Od razu wiadomo, jak taki skończy. Zatrudni się gdzieś na budowie, przyniesie parę groszy do domu, a w końcu i tak go z pracy wywalą i będzie mi siedzieć na karku. Jak ojciec matce. Ja marzę o księciu z bajki. Takim jak mój pracodawca. Może i głupia jestem, ale jak inaczej ktoś taki jak ja ma się wybić w tym świecie? Tylko przez małżeństwo. Wiem, co robić. Wykorzystam moją tajną broń. Tę samą, której kobiety używają od wieków. Seksapil! Może urodą nie grzeszę, ale nawet przy Mańku spod budki z piwem można nauczyć się paru sztuczek. Takich, którym nie oprze się żaden mężczyzna… Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”
Sprawdź, jakie stereotypy nadal pokutują wśród rodziców i dlaczego nie warto im ulegać. Pozwalajmy dzieciom na zabawowe eksperymenty. Mała dama, która jeździ autkiem, to po prostu ciekawa świata osóbka. Chce poznawać różne elementy otoczenia, nawet takie, które jej rodzicom wydają się typowo męskie.
Użytkownik4217809 Dołączył: 2020-11-19 Miasto: Bzzz Liczba postów: 224 5 czerwca 2021, 10:37 Pytam , bo uważam że ciągłe utyskiwania mojej mamy są nie na miejscu. Wprowadza mnie jsk zwykle w poczucie winy, że nie przyjeżdżam do niej ciągle. Jest to 500 km. Czyli 7 h pociągiem lub samochodem. teraz pretensje że nie wziełam piątku wolnego żeby do niej przyjechać na 4 dni. To mój urlop do cholery! Właśnie dlatego nie wziełam żeby nie jechać... bywam 2 x na rok na 2 dni bo więcej nie wytrzymam i mi sie nudzi, bo to nie moje życie... Mama ma partera z którym ciągle coś robi na działce. Mój brat mieszka 10 km od niej ale też widzą się raz na 2 mies. Ale ciągle mówi że by chciała mieć córke przy sobie.. (Po co? Jeszcze są sprawni...) mam rację czy powinnam spokornieć? Rozmawiam przez tel raz na 3 dni całkiem długo. Dołączył: 2014-03-31 Miasto: Olsztyn Liczba postów: 8290 5 czerwca 2021, 10:48 spokornieć nie, porozmawiać tak a do tego potrzeba odporności i dojrzałości emocjonalnej Dołączył: 2015-04-11 Miasto: Kraków Liczba postów: 532 5 czerwca 2021, 10:55 wg mnie nieważne jaka to relacja, partnerzy, przyjeciele, rodzic-dziecko - chęć spotkania powinna wychodzić z obu stron, więc nie rozumiem pretensji twojej mamy i zmuszania do brania urlopu. Jasne, może być jej przykro, ale ty decydujesz jak spędzasz swój wolny czas (jeśli akurat planowałas urlop i czas dla siebie to jej pretensje są niestosowne). Z drugiej strony wizyty 2x w roku na 2 dni to mnie wg trochę mało (biorąc pod uwagę dzieląca was odległość) ale to moja subiektywna opinia, jeśli wasza relacja nie jest zbyt zażyła to nie widzę potrzeby zmuszać się do częstszych odwiedzin (chociaż z drugiej strony piszesz, że macie częsty kontakt tel). Ja z moimi rodzicami widze się średnio raz na 2msc po 2-3dni, 100km odległości. Wcześniej zawsze dogadujemy termin wizyty, przeważnie moi rodzice wychodzą z inicjatywą odwiedzin. Użytkownik4217809 Dołączył: 2020-11-19 Miasto: Bzzz Liczba postów: 224 5 czerwca 2021, 11:22 wg mnie nieważne jaka to relacja, partnerzy, przyjeciele, rodzic-dziecko - chęć spotkania powinna wychodzić z obu stron, więc nie rozumiem pretensji twojej mamy i zmuszania do brania urlopu. Jasne, może być jej przykro, ale ty decydujesz jak spędzasz swój wolny czas (jeśli akurat planowałas urlop i czas dla siebie to jej pretensje są niestosowne). Z drugiej strony wizyty 2x w roku na 2 dni to mnie wg trochę mało (biorąc pod uwagę dzieląca was odległość) ale to moja subiektywna opinia, jeśli wasza relacja nie jest zbyt zażyła to nie widzę potrzeby zmuszać się do częstszych odwiedzin (chociaż z drugiej strony piszesz, że macie częsty kontakt tel). Ja z moimi rodzicami widze się średnio raz na 2msc po 2-3dni, 100km odległości. Wcześniej zawsze dogadujemy termin wizyty, przeważnie moi rodzice wychodzą z inicjatywą odwiedzin. dziękuję . z rozmowami przez tel czy whatssap nie mam problemu. Widzimy się przez kamerkę. Mogę wrócić do swoich obowiązków po rozmowie. ja od zawsze nienawidzę spać poza domem i skręca mnie jak mam to robić. Tym bardziej że nie jest to mój rodzinny dom tylko partnera mamy. 2 x po 2 dni to mAło wiem, ale bywało częściej i nadal słyszałam wyrzuty ( najlepiej to żebym rzuciła pracę i wszystko i z nią zamieszkała..). Dołączył: 2007-02-06 Miasto: Liczba postów: 10561 5 czerwca 2021, 11:43 nie ma regul kto z kim i na ile powinien sie spotykac, to dotyczy tez rodzicow. Ja widzialam sie z rodzicami nie za czesto mimo ze mieszkalismy 24 km od siebie. Kazdy ma swoje sprawy, zycie , obowiazki i u mnie nikt nie narzekal. Mama pracowala duzo i miala swoje sprawy, tak jak dzieci musza umiec odciac pepowine , rodzice tez powinni. Teraz ja jestem tez w sytuacji ze dzieci sa daleko i widzimy sie naprawde za malo, ale kazdy wie ze to nie takie proste, bo odleglosc, bo ograniczone urlopy i nikt nie marudzi. Tesknimy, rozmawiamy na kamerze i widzimy sie srednio raz w roku, byly lata ze i to nie udawalo sie. Szczerze nie znosze i nie rozumiem takich matek jak twoja. Dołączył: 2021-04-25 Liczba postów: 324 5 czerwca 2021, 12:32 Nie bylam od wakacji 2019 ale ja mieszkam za granica. W tym roku tez Nie przylece, za rok tez nie chce. pola299 5 czerwca 2021, 15:03 zapraszaj matkę z jej partnerem do siebie i ty bądź animatorem czasu w sposób jaki lubisz. Ciliegiaa 5 czerwca 2021, 16:03 Masz racje, przecież na dobrą sprawę wcale nie musisz tam jeździć, jeśli nie czujesz takiej potrzeby emocjonalnej i źle się tam czujesz. Po prostu trochę asertywności i tyle, nie musisz się nikomu tłumaczyć przecież ze swoich planów i swojego urlopu. Ja mam akurat o tyle nietypowo, że mnie wychowywali głównie dziadkowie ( tzn. tata i dziadkowie, po śmierci taty dziadkowie) i to ich traktuje jako dom rodzinny. Mam do nich jakieś 760 km i jeżdżę różnie, czasem jest rok, gdzie jestem u nich 3 x w roku po 3-5 dni, a czasem mam rok taki jak teraz, kiedy mamy czerwiec dopiero a ja już byłam 3 razy własnie po te 3-5 dni. Zawsze jak jadę zostaje 3-5 dni, bo na krócej mi się nie opłaca patrząc na odległość, a więcej nie jestem w stanie wytrzymać z nimi pod jednym dachem, mimo, że ich bardzo kocham - mam podobne odczucia, nie moje życie, nie moja mentalność i w ogóle wszystko nie moje. Jeżdżę bo chcę, bo ich kocham i czuję taką potrzebę, dlatego staram się aby te 3 x w roku to było takie minimum i dotychczas chyba tylko raz mi się nie udało ( 2 lata temu byłam tylko raz na cały rok na Święta, ale miałam dużo pracy). Jeśli chodzi o matkę, to przez wiele lat mieszkałyśmy w innych krajach i jeździłam do niej 1-2 razy w roku, teraz mam do niej 400 km i jeżdżę raz na dwa-trzy lata bo zwyczajnie nie czuję potrzeby by jeździć częściej. Dołączył: 2021-01-29 Miasto: Otwock Liczba postów: 507 5 czerwca 2021, 18:44 Mieszkam 3h drogi od rodziców i jestem raz na 1-2msc. I jeżdżę głównie ze względu na mamę, bo nie chcę jej smucić, chociaż nie mam potrzeby się spotykać z rodzicami. Mój facet ostatnio był z pół roku temu, ma do swoich 5h jazdy. I też jeździ z musu. Moja mama i tata nie lubią takich rozrywek jak ja lubię więc ciężko coś razem wymyślić. To trudne kiedy chcesz mieć czas dla siebie, ale musisz te wolne poświęcić i jechać do rodziców. Rozumiem twoją sytuację. Dołączył: 2016-06-20 Miasto: Berlin Liczba postów: 434 5 czerwca 2021, 21:30 A ona nie może przyjechać? Jeśli piszesz że jest sprawna. Ja cię dobrze rozumiem- nie każdy ma super relacje z rodzicami i też odległość powiększa problem-moja przyjaciółka ma godzinę drogi jedzie na obiad/święta , na noc wraca do siebie...to rozumiem że jest czesciej. Ja widziałam się z mamą w wakacje ...potem pandemia, ograniczenia na granicach....no i nie chciałam jechać póki się nie zaszczepia, teraz już czekam aż sama się zaszczepie. Parcia nie mam, i co więcej psychicznie że mna lepiej z mniej intensywnym kontaktem. podobnie z teściową. Po roku to się nawet za nimi stęskniłam , z chęcią pojadę latem. Chyba tak lepiej niż na siłę? Ale serio polecam zaproszenie mamy-raz że może cię zrozumie lepiej jak przyjdzie je pokonać kilometry, spać na cudzym itd dwa to ty zorganizuje aż czas, może jej się spodoba jak go lubisz spędzać? I w ogóle zmiana i wyjście ze schematu bywa dobre.
Ciągle ma do niej pretensje i żal, że on musi pracować, a ona siedzi w domu i nic nie robi. Darek uważa, że ja nie mam prawa być zmęczona. Gdy przychodzi z pracy, wszystko ma być podstawione mu pod nos. Ciepły obiadek, piwko, pilot do telewizora i najlepiej jeszcze, jakbym zabrała dzieci, żeby miał święty spokój. Najbardziej nieprawdopodobną częścią pracy psychologa są ludzkie historie. Dla mnie to niesamowite – mimo tego, że rozpoczynając przygodę z tym zawodem teoretycznie mogłabym się tego spodziewać. Zetknięcie się z tymi wszystkim przeżyciami, opowieściami i towarzyszenie w przebywaniu wielu ciężkich ścieżek, zmienia. Z jednej strony odbiera naiwność i przekonanie, że wszystko u innych jest idealne i lepsze niż u mnie. Buduje pokorę, bo pokazuje, że tak naprawdę każdy z nas ma jakieś demony i przykre wyzwania, którym musi sprostać. Z drugiej strony każda taka historia pokazuje, że można i warto próbować walczyć z tym, co nie jest łatwe. Walczyć – nie mam dla Was coś absolutnie wyjątkowego. Zamiast mojego tekstu, mam dla Was historię Ani, która postanowiła zmienić swoje życie i zawalczyć o szczęście. Pomimo wielu przeciwności, wątpliwości i całego wachlarza emocji, podjęła decyzję, która nie była przez wszystkich rozumiana. Zaczęła wybierać siebie, dbać o to, co dla niej najważniejsze. Postanowiła zakończyć to, co toksyczne. Mam wielką nadzieję, że jej opowieść będzie dla Was tak dużą inspiracją, jaką jest dla mnie. Aniu, bardzo Ci dziękuję za to, że dzielisz się z nami tym naprawdę, to nie wiem sama od czego zacząć… Mam ogromną potrzebę podzielenia się swoimi doświadczeniami, które bardzo dużo mnie kosztowały. Spisując moją historię, nie zamierzam nikogo krytykować ani oceniać. Swoich rodziców bardzo kocham – pragnę jedynie pokazać, że z pewnymi przeciwnościami możemy walczyć, że miłość do rodziców nie oznacza bezgranicznego posłuszeństwa, przytakiwania i spełniania oczekiwań nawet w dorosłym życiu. Moje doświadczenia są dla mnie cenną lekcją na przyszłość, jak nie postępować w stosunku do własnych dzieci…Przez ostatni rok dużo się w moim życiu zmieniło – musiałam podjąć pewne kroki, żeby uwolnić się od niezdrowych relacji ze swoją mamą. Jednym z ważniejszych kroków było pójście na terapię, aby poradzić sobie z negatywnymi emocjami, smutkiem i niskim poczuciem wartości, które były efektem toksycznych relacji, jakie łączyły mnie z mamą przez długie lata. Miałam ogromne wsparcie męża i mojej przyjaciółki, jednak w pewnym momencie doszłam do wniosku, że muszę to fachowo przepracować, aby odzyskać radość życia. Czułam, że zaczynam się rozsypywać na kawałeczki. Nie chciałam, aby moje dzieci patrzyły na smutną mamę, chociaż chciałam to przed nimi ukryć. Chwilami było mi tak ciężko, że nie miałam siły wstać rano z łóżka. Dopiero tuż przed 40-tymi urodzinami postanowiłam coś z tym zrobić. Moja historia pokaże, że nie trzeba pochodzić z rodziny z problemami alkoholowymi, przemocą fizyczną, itp. żeby poczuć się tak jak ja. Czasami nawet miłość bywa toksyczna, zwłaszcza jeżeli odbiera nam przestrzeń życiową, burzy porządek i odbiera pewność decyzję o spisaniu mojej historii, byłam pewna, że będzie ona bez „happy endu”. Jednak pojawiły się pewne okoliczności, które nadały pewnym sprawom nowy bieg. Ale o tym na zakończenie…Właśnie skończyłam 40 lat, chociaż wcale się nie czuję na ten żoną i mamą trójki wspaniałych chłopców – 4, 6, i 10 lat. Jestem pedagogiem – uczę języków obcych w szkole podstawowej i bardzo kocham swoją pracę. Jestem bardzo szczęśliwą mężatką imamą, a mimo to, do niedawna nie potrafiłam się w pełni cieszyć swoim szczęściem. Moje problemy zaczęły się już w dzieciństwie, jednak dopiero teraz postanowiłam dać sobie szansę na życie bez poczucia winy i ciągłego zadowalania osoby, której oczekiwaniom niestety chyba nikt nie jest w stanie sprostać. Z zewnątrz, na pozór może się wszystkim wydawać, że moje relacje z mamą są idealne, jednak prawda wygląda(ła) troszkę inaczej. Mama miała trudne relacje również ze swoimi rodzicami. Nie opuściła ich jednak do samej śmierci, opiekowała się nimi w chorobie – chociaż te trudne relacje tego nie ułatwiały. Ze swoją siostrą nigdy się nie dogadywały, również z siostrzeńcami były nieporozumienia. Z taty rodziną też bywało różnie. Wiem z obserwacji, że nie zawsze wszyscy byli w porządku w stosunku do rodziców, ale trzeba czasami odpuścić, zapomnieć o żalu i uzmysłowić sobie, że nikt z nas nie jest idealny…Wychowywałam się w domu jednorodzinnym, tzw. wielopokoleniowym. Całe dzieciństwo pamiętam kłótnie pomiędzy rodzicami i dziadkami. Byłam w to poniekąd wciągana, ponieważ rodzice jako jedynaczkę traktowali mnie „po partnersku” i mnie o wszystkim informowali. Byłam też permanentnie naocznym świadkiem tych nieporozumień. Teraz z perspektywy dorosłego człowieka i mamy trójki dzieci, zdaję sobie sprawę z tego, że nie powinnam być świadkiem tych kłótni. Rodzice przedstawiali mi zawsze swoje racje, a ja im zawsze bezkrytycznie wierzyłam, nie dopuszczając myśli, że nie do końca tak jest, że każda ze stron ma swoje racje, a prawda zazwyczaj leży gdzieś jak już wspomniałam, moi dziadkowie, siostra mamy oraz jej dzieci z pewnością nie byli zawsze w porządku w stosunku do moich rodziców, jednak po moich licznych doświadczeniach głównie z mamą , wiele zrozumiałam i nauczyłam się inaczej odbierać świat. Moja mama starała się być jak najlepszą mamą , jednak często kierowała się zbyt gwałtownymi emocjami, nie potrafiła słuchać, wyciągać wniosków i krytycznie spojrzeć na swoje poczynania. Nigdy nie potrafiła przyznać się do błędu ani przeprosić. Dzisiaj czasy się na szczęście zmieniły – era kiedy „dzieci i ryby głosu nie miały” minęła bezpowrotnie. Ja nie mam z tym problemu, żeby przeprosić własne dziecko, że np. zbytnio się uniosłam. Uczę swoje dzieci w ten sposób szacunku i pokazuję, że każdy ma prawo do emocji, nawet tych złych, ale nie wolno nikogo ranić ani poniżać. Kiedyś była to prawdopodobnie ujma na honorze rodziców przeprosić własne dziecko…Myślę, że problemy mojej mamy wynikają z trudnych relacji z jej rodzicami – ma ogromne poczucie krzywdy, ponieważ dziadkowie zawsze faworyzowali jej siostrę, czuła się odrzucona. Ponadto ma zbyt wygórowane oczekiwania w stosunku do ludzi, a przede wszystkim bliskich. Mam zawsze nieodparte wrażenie, że mama układa sobie w głowie pewien scenariusz dotyczący jakiejś sytuacji, nadchodzącego wydarzenia i jeżeli nie „odgadnie” się jej oczekiwań oraz ich nie spełni – jest bardzo rozczarowana i potrafi bardzo dosadnie to wyrazić. Jest to osoba, która z jednej strony oferuje innym pomoc, jednak później oczekuje wdzięczności – takiej jaką sobie wymarzy. Patrząc na mamę, myślę, że jest pełna sprzeczności – potrafi bardzo kochać, nieść pomoc, poświęcać się i jednocześnie bardzo zranić, jeśli coś nie idzie po jej byłam z mamą mocno związana jedynaczka, zawsze wierna… Jako dziecko, nastolatka nigdy nawet nie dopuszczałam myśli, że może nie mieć racji, a ja mogłabym mieć własne zdanie i czasami się jej sprzeciwić. Tata zaczął wyjeżdżać za granicę gdy byłam jeszcze bardzo mała – miałam dwa latka. Potem mama pojechała do niego, zostawiła mnie na dwa tygodnie z dziadkami. Nie chciała jednak tam zostać, chociaż miała możliwość i wróciła do mnie, bo bardzo tęskniłyśmy obie. Dokładnie pamiętam jak skreślałam dni w kalendarzu. Za jakiś czas wspólnie z mamą pojechałyśmy do taty na stałe do Niemiec – mieszkaliśmy tam 5 lat. Wróciłam jako nastolatka, trochę zagubiona, nie mogłam za bardzo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Będąc z rodzicami za granicą zyskałam język – niemiecki to dla mnie mowa ojczysta. W Niemczech też miałam dobre początki z językiem angielskim. Okazało się, że mam zdolności językowe. W Polsce skończyłam Lingwistykę Stosowaną. Wyjechałam na studia 350 km od rodzinnego domu. Nie dostałam się bliżej i… bardzo mnie to ucieszyło. Myślę, że podświadomie pragnęłam niezależności i oddechu. Cały czas byłam z mamą, tata wciąż w pracy poza Polską. Ja miałam wciąż poczucie obowiązku, że muszę towarzyszyć mamie na każdym kroku. Wspierać ją, bo miała problemy ze swoimi rodzicami, z siostrą, teściową , siostrami mojego taty. Wówczas wydawało mi się, że świat jest okropny, ludzie straszni, nawet rodzina przeciwko nam, że każdy ma jakieś złe intencje. Tak byłam wychowywana i tak odbierałam te wszystkie rodzinne niesnaski. Mama miała na moje emocje taki wpływ, że nawet wtedy, gdy posprzeczała się z tatą, a wiedziałam, że nie ma racji – nie ośmieliłabym się stanąć po jego stronie. Potwornie bałam się ją zranić, sprzeciwić jej. Wszelkim wyjazdom na wakacje (zawsze z rodzicami nawet w ogólniaku) towarzyszyły nieporozumienia z mamą. Rodzice też się sprzeczali, a ja wciąż robiłam „coś nie tak”. Dorastałam w poczuciu, że nie poradzę sobie z wieloma rzeczami. Rzeczywiście bywałam pechowa – tu coś rozlałam, tam potłukłam, do dzisiaj mi się to zdarza. Ale jak miałam być zaradna, skoro mnie w wielu rzeczach wyręczano, nie umiałam podejmować samodzielnie decyzji, mama mi wszystko narzucała: Powiedz to, zrób to, nie rób tamtego. Czasami mama układała mi całe zdania, co mam komuś ja byłam potulna i miałam więc możliwości wyrobienia sobie poczucia własnej wartości oraz umiejętności podejmowania samodzielnych decyzji. Bardzo dokładnie pamiętam ostatnie wakacje z rodzicami – teoretycznie bardzo ciekawe, bo w Stanach Zjednoczonych, ale wspominam je jak zły sen. Byliśmy u anglojęzycznej kuzynki mamy, rok wcześniej oni odwiedzili nas z dziećmi w Polsce. Spędziliśmy tam trzy tygodnie. Na początku byliśmy u nich sami, bo wyjechali do innego stanu na ślub. Ja byłam dla rodziców tłumaczem, ale mama zawsze miała do mnie jakieś uwagi. Dochodziło między nami do poważnych spięć, ciągle płakałam, a tata nie potrafił mnie wesprzeć. Tylko mówił, że mamy się obie uspokoić. Jedynie ukradkiem mówił mi, że mnie rozumie, ale ja przecież wiem jaka jest mama. Ja nawet nie potrafię powiedzieć o co tak naprawdę chodziło – to jest właśnie ogromny problem w relacjach z moją mamą… Oprócz jej wygórowanych wymagań, zupełna nieprzewidywalność. Wyjazd zakończył się konfliktem z kuzynką mamy, ponieważ również ona nie spełniła mamy rzeczywiście mają inne pojęcie o gościnności, ale to ludzie wychowani w innej kulturze i innych realiach. Po prostu „Help yourself”. A nasza polska gościnność jest zupełnie inna – może trochę wynika to z naszych narodowych kompleksów, będących skutkiem poprzedniego ustroju? Jednak nie możemy oczekiwać, że każdy nam za wszystko się odwdzięczy z nawiązką. Do dzisiaj mnie potwornie stresuje właśnie ta nieprzewidywalność mamy – dzwonię i nie wiem jaki nastrój będzie… Jako dziecko i nastolatka ciągle pytałam: „Mamusiu gniewasz się na mnie? Coś nie tak zrobiłam?”. Teraz dopiero uświadamiam sobie jak okropnie się z tym czułam. Pamiętam jak rodzice mnie odwiedzali na studiach – zawsze były jakieś nieporozumienia. Starałam się jak najlepiej ich ugościć, ale zawsze był powód, żeby się obrazić. Pamiętam jak już wynajmowałam mieszkanie z moim chłopakiem – aktualnie już mężem. Pojechaliśmy do naszego kolegi, który robił pożegnalną imprezę dla przyjaciół, ponieważ wyjeżdżał na stałe do Anglii. Rodzice wtedy mnie odwiedzili na kilka dni, a ja zapytałam czy możemy się na trzy godzinki wyrwać na tę imprezę (to był naprawdę bliski przyjaciel mojego męża). Usłyszałam, że nie ma problemu, bo i tak chcieli skoczyć do sklepu. Zakupy zrobili, ja wróciłam na czas, jednak po moim powrocie usłyszałam, że upodliłam rodziców idąc na spotkanie.. I znów płacz, zdołowanie… Takich sytuacji było mnóstwo. A tata grzecznie przytakiwał, chociaż wiedziałam, że ma inne zdanie. Przez to wszystko latami wzrastało to moje niskie poczucie wartości, że jestem do niczego. Wprawdzie odnosiłam sukcesy w szkole, zdawałam egzaminy językowe, maturę zdałam najlepiej w szkole, wyjechałam w nagrodę po pierwszym roku studiów na stypendium zagraniczne, a rodzice mnie zapewniali, jacy są dumni, zupełnie brakowało mi pewności się tak zagubiona jak mała szkole podstawowej w Polsce, potem w Niemczech miewałam problemy z rówieśnikami. Zawsze żaliłam się mamie – a ona dawała mi swoje rady, co mam powiedzieć koleżankom i… było jeszcze gorzej. Musiałam też zawsze przestrzegać wytycznych – z tą się zadawaj, z tą nie. Moje koleżanki określane były różnymi epitetami, a ja się miotałam pomiędzy tym, co nakazywała mama, a tym, co dyktowało mi serce. Teraz z perspektywy dorosłego człowieka wiem, że to co robiła mama było bardzo złe. Niszczyło mi to radość dzieciństwa, beztroskę. Dzieci takie są – szczere do bólu, dziś się pokłócą, a następnego dnia uwielbiają. Najlepiej żeby rodzice nie wchodzili w te relacje – oczywiście w błahych kwestiach. Sama to obserwuję na co dzień w pracy – dzieci się zawsze porozumieją, czasami wystarczą dyplomatyczne pertraktacje wychowawcy pomiędzy zwaśnionymi stronami i gotowe. Setki razy to przerabiałam. Gorzej gdy zaczynają się wtrącać rodzice – wówczas zazwyczaj konflikt pomiędzy dzieciakami się pogłębia. Myślę, że gdyby moja mama tak się nie wtrącała, inaczej mną pokierowała, moje szkolne kontakty towarzyskie byłyby dużo lepsze. Gdy wyjechałam na studia mogłam swobodnie dobierać sobie towarzystwo i moje problemy z relacjami z ludźmi się skończyły. Oczywiście nie nastąpiło to od razu – to był długi i bolesny proces, musiałam się kilkakrotnie sparzyć, bo zbyt zaufałam, ale ostatecznie nauczyłam się funkcjonować w grupie i społeczeństwie i prawidłowo odczytywać intencje innych ludzi, przecież nie każdy nam źle życzy. Pomimo odległości nie uderzyła mi „woda sodowa”, rodzice nie mieli ze mną żadnych problemów. Studia skończyłam, obroniłam się, a pracować zaczęłam już na czwartym roku. Tutaj też nie sprostałam oczekiwaniom – miałam zostać tłumaczem, a zostałam nauczycielem. Skończyłam studia z podwójną specjalizacją i mogłam szukać pracy jako tłumacz w jakiejś korporacji. Jednak nigdy nie dawało mi to tyle satysfakcji, co nauczanie. Po pewnym czasie zrozumiałam, że szkoła – praca z dziećmi i młodzieżą daje mi niesamowitą satysfakcję, radość i poczucie, że robię coś ważnego i jestem innym jeżeli mamy pozytywny oddźwięk tego co robimy, możemy być pewni, że jesteśmy na właściwej praca na czwartym roku miała być tylko formą zarobku, na chwilę – a trwa już 17 lat i nie zamierzam tego zmieniać. Jednak latami słuchałam ile bym zarobiła w firmie, nie musiałabym siedzieć nad sprawdzianami po nocach (mój mąż pracuje w firmie i pracuje po nocach, męczyć się z rodzicami uczniów. Moja mama zawsze robiła to w dobrej wierze, żeby było mi łatwiej – tyle, że ja nigdy nie narzekałam.. A ciągle musiałam się tłumaczyć, udowadniać i zapewniać jaka ta moja praca jest fajna. Warto tutaj dodać, że moja mama nigdy nie pracowała zawodowo na etacie (miała jedynie po drodze własne działalności w postaci sklepów) i być może z tego powodu nie rozumie mnie. Poświęciła się mojemu wychowaniu, dużo chorowałam i to utrudniło jej pracę. Jestem wdzięczna, bo robiła to w trosce o mnie. Nie piszę o tym, aby umniejszać zasługi mojej mamy – tylko, że ona zawsze podkreśla ile dla mnie zrobiła, jak jej ciężko, ile poświęciła. Mam nieodparte wrażenie, że muszę coś „spłacić”. Ja również miałam i mam problemy z dziećmi, ponieważ bardzo chorują. Gdy urodził się pierwszy synek, próbowałam wrócić do pracy, jednak musiałam na dwa lata odpuścić ze względu na jego stan zdrowia. Młodsze dzieci też chorowały i musiałam się miotać pomiędzy byciem mamą i pracą zawodową. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałabym im cokolwiek wypominać lub oczekiwać jakiejś wdzięczności. Na tym polega bycie rodzicem. Nie należy oczekiwać od dzieci „spłacenia” tego, co dla nich zrobiliśmy. Miłość, szacunek i wsparcie jakie im damy w dzieciństwie, z pewnością zaprocentują w przyszłości dobrymi że opieka nad chorymi, starszymi rodzicami również była dla mamy ogromnym wyzwaniem. Rozumiem, że było jej trudno, jednak nie mogę pojąć tej wzmożonej potrzeby współczucia i podziwu za wszystko, co robi. Lata kiedy mama opiekowała się dziadkami (najpierw odszedł dziadek, później babcia) były bardzo trudne – zwłaszcza dla mamy, bo była z tym sama. Ja 350 km od mamy, z trójką małych dzieci– nie mogłam ich zostawić, żeby pomóc. Tata pracował za granicą. Oferowałam swoją pomoc, gdyby rodzice chcieli wyjechać, że mogę wziąć babcię do siebie – jeżeli zniesie trudy podróży. Nagminne choroby chłopców, ich wiek oraz moje zobowiązania zawodowe, ograniczały mi możliwość czynnego zaangażowania się w pomoc mamie. Mogłam ją jedynie wysłuchać i wesprzeć przez telefon. I tak było latami – czułam się czasami jak taki worek na śmieci, do którego wrzuca się wszystkie swoje frustracje. Nieustanne telefony gdy mama miała nieporozumienia z dziadkami, później problemy z opieką nad dziadkiem, babcią, a to znów, że z tatą żyją oddzielnie. Takie ciągłe narzekanie, niezadowolenie – ja się czasami czułam tak, jakbym była wszystkiemu winna.. Starałam się ją zawsze wysłuchać, ale te rozmowy trwały czasem po dwie godziny i mama nie patrzyła na to, że muszę się zająć dziećmi, domem, przygotować się do pracy. Nie chcę wyjść na osobę, która nie ma w sobie empatii – ja się bardzo tym wszystkim martwiłam, starałam się wspierać, jednak jakkolwiek bym nie zareagowała – nigdy nie spełniałam oczekiwań mamy. W tych wszystkich rozmowach brakowało miejsca dla mnie i na moje sprawy… Czasami czułam się tak, jakby się nasze role odwracały – jakbym ja była mamą a moja mama córką. Liczne telefony były też źródłem nieporozumień, bo mama nie rozumiała, że jestem w pracy i mam zajęcia i nie mogę sobie tak po prostu odbierać telefonów od niej. A zazwyczaj były to kwestie, które mogłyśmy omówić po południu. Jednak 16 (!) nieodebranych telefonów budzi w nas lęk, że coś się stało. A ostatecznie okazywało się ,że chodzi o błahostkę. Ja prowadzę inny tryb życia niż mama. Gdy ona była w moim wieku, ja już byłam na studiach. Ja muszę rano ogarnąć trójkę dzieci (jest to ogromne wyzwanie logistyczne), szkoła, przedszkole i zdążyć do pracy. Potem poodbierać – często jestem też późno w domu – a tu jeszcze lekcje do odrobienia, maluchom też trzeba poświęcić trochę czasu, domowe obowiązki no i zobowiązania zawodowe (ale to dopiero po godzinie 22-giej jak dzieci już śpią). Z trudem znajdujemy z mężem chwilę, żeby wieczorem zamienić kilka zdań. Dzisiejsze czasy są trudne dla rodziców, rodzin, ponieważ to one na nas wymuszają pewne rzeczy, ale trzeba w tym wszystkim znaleźć czas dla rodziny i siebie. Mój mąż zdaniem moich rodziców tylko siedzi przy komputerze – a on naprawdę bardzo ciężko pracuje, czasami ponad siły. Gdy odwiedzamy rodziców, mój mąż często musi skorzystać z Internetu i nie jest to związane z tym, że kogokolwiek nie szanuje czy lekceważy. Po prostu takie są dzisiejsze czasy i taką ma pracę. Większość ludzi dzisiaj rozpoczyna dzień od sprawdzenia skrzynki mailowej, dziennika elektronicznego jeżeli ma dzieci w wieku szkolnym, itd. A my się ciągle tłumaczyliśmy, jakbyśmy byli parą nastolatków, którzy muszą uzyskać aprobatę rodziców. Mój tata przyjeżdżając do domu nie zabiera swojej pracy, ponieważ ma firmę budowlaną i inny charakter pracy, więc nas nikt nie rozumie. Gdyby mój mąż siedział na portalach społecznościowych, grał w gry- rozumiem, że mogliby na to źle patrzeć. Ale w tej sytuacji?Przełomowym momentem było też moje zamążpójście – 12 lat temu. Mój mąż był od początku krytykowany – nie tak siedzi, nie tak się odzywa, albo wcale się nie odzywa. Chyba nie był wymarzonym zięciem.. Moja teściowa, to też nie „klimaty mojej mamy”. Tu muszę dodać, że mam wspaniałą teściową, która bardzo mi dużo w życiu pomogła. Zawsze mogłam na nią liczyć (ona na mnie też). Traktuje mnie jak własną córkę, mieszkamy od trzech lat „przez ścianę” i nigdy nie miałyśmy żadnych nieporozumień. Myślę, że nasza relacja oparta jest przede wszystkim na szczerości, wzajemnym szacunku i nikt nie ma żadnych wygórowanych oczekiwań. Moja teściowa nigdy nie narzeka, a życie miała kiedyś bardzo trudne… Nigdy mi niczego nie wypomniała. Jest mi przykro, że mama tak źle ją postrzega – nigdy tego nie zrozumiem… Usłyszałam nawet kiedyś, że mam ”nową mamusię” – bardzo mnie to zabolało. Moja teściowa ma jeszcze córkę i nie ma problemów w relacjach z nią, jej partnerem czy teściami. Jeździ do nich regularnie (mieszkają też daleko), tam ma wnuczkę oprócz naszych łobuziaków, spędzają wspólnie święta. Gdy moja mama nas odwiedzała zawsze się staraliśmy, żeby ją miło, serdecznie przyjąć– jak każdego gościa. Ale zawsze okazywało się, że coś nie tak zrobiliśmy. Zarzucano nam brak wdzięczności gdy mama coś pomogła przy wnukach, a to mąż nie tak się odezwał. Taka wizyta to ciągły stres, nawet wówczas miedzy nami dochodziło do napięć. Podczas jednej z wizyt mój mąż został obrzucony licznymi epitetami przy naszym wówczas 4-letnim synu… Potem obrażanie się , że już nas nigdy nie odwiedzą, że to wszystko nasza to rozmowy z mamą często kończyły się płaczem, zdołowaniem i bezsilnością. Próbowałam się porozumieć, bezskutecznie. Wciąż zadawałam sobie pytanie” Co ja robię nie tak?”. Ciągle nieporozumienia miały również miejsce podczas wizyt u rodziców – zawsze jeździłam tam z mężem i dziećmi na każde święta, dwa tygodnie wakacji. Chciałam, żeby dzieci miały kontakt z dziadkami. Jeździłam nawet, gdy były chore, chociaż pediatra sugerowała żeby się zastanowić nad tak długą podróżą. Ale z każdą wizytą było coraz gorzej. Ja nawet nie potrafię wytłumaczyć co było powodem takich sytuacji – to wszystko było tak absurdalne. Tata ze mną często potajemnie rozmawiał o tych wszystkich sytuacjach – że on wie jak to jest, bo mama też go tak traktuje, ale co on może zrobić? Ja również żaliłam się tacie, ale jak się potem okazało obróciło się to wszystko przeciwko mnie.. Mama ma bardzo silny charakter i nawet tatę owinęła sobie wokół palca, bał się sprzeciwić czy stanąć po mojej stronie. Jednak tata zawsze mi się zwierzał na temat mamy, a podczas spacerów z psem, w których często towarzyszył mu mój mąż cały czas wylewał z siebie żale na temat mamy.. Gdy mąż mnie zawoził z chłopcami na wakacje, już po dwóch dniach dzwoniłam potajemnie z płaczem, że chciałabym być w domu, bo bardzo źle się tam czuję. Gdy nie było mojego męża, mama pozwalała sobie na dużo więcej. Zawsze między wierszami „wbijała mi szpile”. Głównie były to opowieści o dzieciach jej znajomych – jacy byli pomocni i wspierający dla swoich rodziców. Strasznie bolało, bo starałam się być dobrą córką, jednak chyba nie wystarczająco dobrą… Byłam wówczas zła sama na siebie, że jestem dorosłą osobą – żoną i mamą trójki dzieci, a pozwalam się w taki sposób traktować. Czara goryczy przelała się podczas ostatnich wakacji. Zaczęły się bardzo smutno, ponieważ po ciężkiej operacji odeszła moja babcia… Po pogrzebie spędzaliśmy urlop w górach, codziennie stamtąd dzwoniłam do rodziców uprzedzając, że nie zawsze będę miała włączony telefon. Ostatniego wieczoru zapomniałam go włączyć, mąż też miał wyłączony ze względu na pracę i dopiero bardzo późno zorientowałam się, że rodzice dzwonili. Postanowiłam, że oddzwonię rano, jednak nie zwróciłam uwagi, że tych połączeń było kilka. Rano nie zdążyłam oddzwonić, ponieważ mój tata mnie ubiegł, a rozmowa była bardzo przykra – z epitetami na mój temat oraz że jestem nieodpowiedzialna, ponieważ myśleli że nam się coś stało. Poza tym, tak na mnie krzyczał, że musiałam trzymać telefon z dala od ucha, a obok były moje dzieci w pokoju. Rozumiem troskę, ale nie zrozumiem braku szacunku do dorosłej osoby – ja nie jestem już małą dziewczynką. Na nic zdały się tłumaczenia – ciąg dalszy miała ta sytuacja gdy zajechaliśmy do rodziców. Tato mnie bardzo zaskoczył tym jak się do mnie odnosił – powiedział, „że się na mnie zawiódł, że mi tego nigdy nie daruje…” Ale czego? Tego, że nie odebrałam telefonu?Powtórzył to chyba ze sto razy. Do tego dołączyła się mama, wypominając mi, że jej nigdy nie wspieram, że nie może na mnie liczyć. Ja zawsze powtarzałam rodzicom, żeby się przenieśli bliżej nas, będzie wówczas łatwiej gdy rodzice będą wymagali opieki i pomocy, no i będą bliżej wnuków. Bardzo ich kocham i nigdy bym ich nie zostawiła bez pomocy. Jednak póki co, radzą sobie. A mama wciąż próbowała we mnie wywoływać jakieś bezsensowne poczucie winy – co jej się zresztą skutecznie moim rodzicom nie wybierałam drogi zdecydowali, że będą mieszkać oddzielnie na dwa kraje. Mieliśmy w te pamiętne wakacje spędzić z rodzicami tydzień – a po trzech dniach wróciliśmy do domu – do tego doszło jeszcze zapalenie ucha mojego męża, które też było w bardzo przykry sposób komentowane. Na zakończenie miała jeszcze miejsce kolejna sprzeczka, podczas której ponownie padły ostre słowa w moją stroną – nadal nie mogę tego pojąć i zapomnieć… Po powrocie do domu zameldowałam się tylko, że zajechaliśmy i na resztę wakacji kontakt się urwał. Ja zawsze po takich sytuacjach dzwoniłam – pomimo przykrości które mnie spotykały. Ale tym razem nie potrafiłam, tyle miałam smutku i żalu w sobie. W międzyczasie rozmawiałam tylko z tatą, który oznajmił mi, że on cofa wszystko to, co mówił na temat mamy… i oni właśnie zaczynają nowe życie. Na tamtą chwilę chyba beze mnie, bo wcale się nami nie interesowali, nie dzwonili. Mnie nigdy nie zależało, aby między rodzicami dochodziło do nieporozumień, chociaż taki zarzut padł. Z tej prostej przyczyny, że tata nasze rozmowy przekazał dalej mamie, zmieniając nieco fakty i nie mówiąc tego, co sam mówił… Oczernił tylko mnie… Poczułam się jakby mnie sprzedała bliska osoba, ktoś komu bezgranicznie ufałam i zwierzałam się, gdy nie radziłam sobie już z problemami z mamą. Naprawdę liczyłam na jego wsparcie – a tu sytuacja z telefonemi za chwilę jeszcze taka wiadomość.. Nie potrafię opisać, co wtedy poczułam – przepłakałam całą noc i kompletnie się załamałam. Wpadłam w stan depresyjny. Takiej sytuacji spodziewałabym się bardziej po mamie – ale nigdy po tacie. Wówczas ostatecznie podjęłam decyzję, że muszę iść na terapię, aby nie pozwolić się dalej niszczyć, bo na to wszystko sobie zwyczajnie nie zadzwoniła – jakoś we wrześniu, aby zapytać o chłopców. Jak gdyby nigdy nic. Podczas kolejnej rozmowy powiedziałam jej szczerze ile mnie to wszystko kosztowało, zadając jednocześnie pytanie „Dlaczego”? Co im złego w życiu zrobiłam? Gdy powiedziałam o terapii, usłyszałam, że widocznie jestem słaba, że dla mamy to „policzek”. Mama sugerowała nawet, że pewnie z powodu męża poszłam na terapię – nie mogłam w to uwierzyć, że jest tak bezkrytyczna w stosunku do siebie i taty. Mój mąż akurat był dla mnie ogromnym wsparciem i gdyby nie on, pewnie wpadłabym w głęboką depresję. Uważam, że to wielka siła i odwaga zwrócić się o pomoc do rodzice nie zaakceptowali tego do dziś, chociaż… nieoczekiwanie nastąpił przełom. Jednak za nim do tego doszło miałam za sobą liczne miesiące trudnych rozmów, przykrości, które musiałam wysłuchiwać. Mama grała nadal na emocjach, jednak cześć „guziczków”, które kiedyś działały – przestały działać.. Powoli stawałam na nogi chodząc na terapię – swoją drogą trafiłam na fantastyczną panią psycholog. Były wzloty i upadki, ale przede wszystkim ogromne wsparcie męża, za co mu jestem niesamowicie wdzięczna. Jak również za to, że latami znosił te wszystkie sytuacje, a w tle naszego małżeństwa ciągle była jego to dla mnie dowód na to, że łączy nas prawdziwa miłość i prawdziwe uczucie, które nie zostały zachwiane prze żadne przeciwności losu. Przełom o którym wcześniej wspomniałam, nie nastąpił szybko. Nie pojechaliśmy na Święta Bożego Narodzenia do moich rodziców, pierwszy raz odkąd urodziły się dzieci. To nie był mój odwet, nie chciałam nikogo ranić. Nie miałam również na celu odseparowywać moich rodziców od ich wnuków, chociaż cały czas mi to zarzucano – że mam „asa w rękawie” i gram dziećmi. Dlatego strasznie bolały te zarzuty, bo nigdy bym tak nie postąpiła, ani nawet pomyślała. Starałam się zapewnić stały kontakt dzieciom z dziadkami – dzwoniły, pisały listy, maile, wysyłały laurki. Wiem, że to nie to samo, co żywy kontakt, ale na tamtą chwilę nie było innej możliwości. Nie miałam na tyle zaufania do mamy, aby pozwolić najstarszemu synowi na wyjazd do babci na ferie. Obawialiśmy się manipulacji – ja doskonale znałam to uczucie grania na emocjach. Nie chciałam, aby mojego syna spotkało to samo, a to bardzo wrażliwy chłopiec. Powiedziałam mamie szczerze dlaczego się nie zgadzamy, że musimy się w końcu jakoś porozumieć, że powinni wreszcie wykonać jakiś krok w moją stronę. W trakcie konfliktu musiałam wykazać się ogromną dyplomacją, aby starszym dzieciom wytłumaczyć dlaczego nie widujemy się z dziadkami, nie oczerniając ich i nie stawiając w oczach wnuków w złym świetle. Zawsze im powtarzałam, że babcia z dziadkiem bardzo ich kochają, bez względu na to jakie relacje są pomiędzy dorosłymi. Zapewniałam również, że będę się starała porozumieć z moimi rodzicami, jednak nie wszystko zależy ode mnie. Zimą po prostu nie byłam jeszcze gotowa na że moi rodzice niczego nie przyjmują do wiadomości i nie dopuszczają do siebie myśli, że ONI mogli coś zrobić nie tak. Totalny brak refleksji – żyli przez cały ten czas w poczuciu krzywdy, że to moja, nasza wina. Moi rodzice z pewnością mnie kochają – jestem im wdzięczna za wszystko, co dla mnie w życiu zrobili, ale nie potrafię zrozumieć ich zachowania oraz spełnić ich niesprecyzowanych oczekiwań. Prawie każde spotkanie było okazją do stwarzania wyimaginowanych problemów, niedopowiedzianych myśli, niezadowolenia, uszczypliwych komentarzy. Oczywiście były wspaniałe momenty, potrafiliśmy się śmiać z tych samych rzeczy – mamy wszyscy dość podobne poczuci humoru. Jednak ferie, wakacje, święta kończyły się tak samo… Potem znów jechałam kolejny raz z nadzieją, że tym razem będzie lepiej, ale nigdy nie było. Z każdym rokiem coraz gorzej… Jak to możliwe, że kochająca matka tak rani swoje dorosłe dziecko? Kiedyś podczas jednej z kłótni mama powiedziała, a raczej wykrzyczała mi, że boi się mnie stracić… Tylko nie przyjmowała do wiadomości, że to jej zachowanie, zaborczość powoduje, że coraz bardziej się od niej oddalam. Przez te wszystkie lata nazbierało się we mnie tyle żalu, smutku i rozczarowania, wylałam tyle łez, że nie potrafiłam się przytulić do mamy. Walczyłam z tym uczuciem, próbowałam jej uzmysłowić jak bardzo mi źle z tym wszystkim. Utworzył się między nami niewidzialny mur, który zdawał się być nie do pokonania…Jednak wreszcie nastąpił długo oczekiwany się święta Wielkanocne, a ja byłam już na takim etapie swojej terapii, że uznałam ten moment za właściwy na spotkanie z rodzicami. Negatywne emocje między nami ucichły – dzwoniłyśmy do siebie co kila dni, nie kilka razy na dzień jak do tej pory, a rozmowy były bardzo przyjazne. Wydawało mi się, że wszystko jest na dobrej drodze, aby się wreszcie porozumieć. Po wspólnych ustaleniach z moim mężem, zaprosiłam rodziców do nas na Święta. Uznaliśmy, że będzie to neutralny grunt na spotkanie, ponieważ miałam ogromną traumę po wakacyjnym pobycie w rodzinnym domu. To miał być ten pierwszy krok. Jednak reakcja mojej mamy odebrała mi jakąkolwiek nadzieję na poprawę naszych relacji . Padło wówczas w stosunku do mnie znów mnóstwo gorzkich i przykrych słów, bezpodstawnych zarzutów, które niesamowicie bolały. Przez chwilę poczułam się jak na początku terapii – mała, skulona i zrozpaczona. Znów odbiłam się od ściany. Mama powiedziała, że nie przyjadą… Jednak po kilku dniach wydarzyło się coś, co mnie niesamowicie zaskoczyło. Mama zadzwoniła i zapytała, czy możemy porozmawiać. Mówiła spokojnym, bezpretensjonalnym tonem (co było przez ostatnie ponad pół roku rzadkością) i powiedziała, że… mnie przeprasza. Powiedziała, że mają tylko mnie i nie ma sensu tak się miotać. Powiedziała także, że jest świadoma tego jaki ma charakter, że działa pod wpływem emocji i czasami mówi przykre rzeczy, ale bardzo mnie kocha.. i chciałaby żebyśmy z mężem i chłopcami przyjechali na Święta. Nie mogłam uwierzyć w to, co chyba półtorej godziny, mama wysłuchała tego, co czuję i ile przeszłam w związku z tą całą sytuacją. Powiedziała, żebym jej zawsze od razu mówiła, jeśli uznam, że jej słowa mnie ranią. Ja zawsze mówiłam, tylko ona do tej pory nie słuchała… Jadąc na te Święta byliśmy z mężem pełni obaw i niepokoju. Stwierdziliśmy jednak, że damy sobie szansę. Bardzo cieszyłam się, że chłopcy zobaczą się dziadkami po tak długim czasie. Podziwiam mojego męża za jego postawę, ponieważ również jego spotkała całą masa przykrości ze strony moich rodziców i wszystko przeżywał razem ze mną. Sytuacja ta wywarła duże piętno na naszym życiu. Wizyta u rodziców przebiegła bardzo miło, rodzice ciepło i życzliwie nas przyjęli – nie widziałam się z nimi od wakacji… Bardzo mi ich tych wszystkich przykrych słów, negatywnych emocji, nigdy nie przestałam ich kochać, nigdy bym ich nie zostawiło bez pomocy. Mam świadomość tego, rodzice są już w takim wieku, w którym się ludzie już nie zmieniają. Jednak zawsze można dołożyć wszelkich starań, aby lepiej zadbać o relacje z bliskimi. Ja zrobię wszystko, aby tak było. Staram się obecnie pozytywnie patrzeć w czasu Świat wszystko jest w porządku – wierzę w szczere intencje moich rodziców. Relacje bardzo się poprawiły, jest w nich mnóstwo ciepła i życzliwości. A przede wszystkim czuję większy szacunek do siebie i bardzo mnie to cieszy. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego decyzję o spisaniu mojej historii, zakładałam, że będzie to historia bez happy endu.. Stało się jednak inaczej. Przełom w relacjach z rodzicami jest być może „nowym początkiem”, a udostępnienie tego, co spisałam chcę potraktować jako zakończenie, uwieńczenie ogromnego wysiłku jaki włożyłam w swoją terapię i pracę nad sobą. Wszystkie te wydarzenia zbiegły się jednocześnie z moimi 40-tymi urodzinami i mogę śmiało powiedzieć, że zaczęłam nowy rozdział w życiu. Mam nadzieję, że również w moich rodzicach zaszła pewna przemiana i zrozumieli, że nie warto tak postępować. To, co spisałam, to praktycznie całe moje życie, a relacje z rodzicami odegrały w nim bardzo dużą rolę. Przekonałam się również, że podjęcie terapii było słuszną decyzją, to nie żaden wstyd ani słabość – pozbyłam się poczucia winy i wciąż nabieram większej pewności siebie. Obiecałam sobie również, że nie będę tłumić w sobie emocji i zawsze szczerze mówić rodzicom o tym, co czuję. Mam nadzieję, że już nigdy nie będzie gorzej, tylko lepiej. Te wszystkie przykre doświadczenia skłoniły mnie do samorozwoju oraz ogromnej pracy nad sobą, aby ostatecznie być „lepszą wersją siebie”. Mogę dumnie powiedzieć, że jestem silną kobietą. Terapia ponadto rozwinęła moje zainteresowania w dziedzinie psychologii – co bywa bardzo pomocne w relacjach międzyludzkich, pracy zawodowej – po prostu w swoją historię jeszcze jedną ważną refleksją – nigdy nie należy się w życiu poddawać. Bez względu na wszystko trzeba w siebie wierzyć i zawsze o siebie podzielić się swoją historią zmiany czy walki z wyzwaniami? Będzie mi bardzo miło, jeśli prześlesz mi ją na adres historie@ – z wielką przyjemnością pokażę ją moim Czytelnikom. Razem zainspirujmy innych do działania! Mój mąż jest marynarzem i przez długi czas nie ma go w domu. Jestem do tego przyzwyczajona, bo jesteśmy razem odkąd mieliśmy po 16 lat, a teraz mamy po 26. Stosunki między moją mamą a mężem są bardzo napięte, bo ona ciągle czepia się wszystkiego, żeby go upokorzyć. Rodzice porwanych dzieci: ministrze, pomóż nam je odzyskać! Data utworzenia: 2 czerwca 2019, 0:07. Zniszczone dzieciństwo, zdeptane szczęście rodzinne i nieodwracalne zmiany w psychice dzieci i dorosłych – to nieuchronne i straszne konsekwencje porwań rodzicielskich, których w Polsce jest coraz więcej. W samym tylko 2018 r. odnotowano ich ponad 3,5 tysiąca! Były mąż chce mnie wymazać z pamięci Kuby Foto: Adam Mroczek / Rodzice porywacze, choć prawdopodobnie bardzo kochają swoje dzieci, cechują się dużą bezwzględnością. Bywa że dziecko traktują jak kartę przetargową w konflikcie z drugim rodzicem. Przez lata ukrywają je, przenoszą z miejsca na miejsca, uniemożliwiają kontakty i robią wszystko, by drugi opiekun został znienawidzony lub wymazany z pamięci. A specjaliści biją na alarm! – Izolacja dziecka to gwałt na jego psychice – ostrzega psycholog Czesław Michalczyk. – Po kilku miesiącach, zwłaszcza u małego dziecka, więź emocjonalna się rozluźnia, a po 2–3 latach rodzic przestaje funkcjonować w świecie dziecka. Więź ulega zerwaniu – podkreśla. Trauma powraca w pełnoletności. Człowiek, który był ofiarą porwania jako dziecko, w świecie dorosłych nie radzi sobie w relacjach z bliskimi i innymi ludźmi. Niestety, statystyki pokazują - mimo ogromnych krzywd, jakie wyrządzają porwania, coraz więcej konfliktów rodzinnych kończy się dramatem odseparowanych dzieci i rodziców. Piszą prośby o pomoc do ministra sprawiedliwości z nadzieją na odzyskanie swoich pociech. Dla Pani Marty ostatnie trzy lata są koszmaremZ tęsknoty za ukochanym dzieckiem przepłakała od 3 lat wszystkie noce. Tak długo Marta Janiec (39 l.) z Bolesławca na Dolnym Śląsku nie widziała syna Jakuba (11 l.). Porwał go jej były mąż, choć to jej sąd przyznał opiekę nad dzieckiem. Jak to możliwe? Zaczęło się od pozwu do sądu. – Wniosłam o rozwód, gdy okazało się że mąż ma romans – wspomina pani Marta. Jej mąż Sebastian wpadł w szał. – Pobił mnie, nasyłał na moją firmę kontrolę i wielokrotnie groził – dodaje zrozpaczona kobieta. Zobacz także Rozwód zakończył się w pierwszej instancji po myśli pani Marty. Ale co z tego! Ostatni raz mogła przytulić ośmioletniego synka w 2016 r. Dziś Kuba ma już 11 lat... Były mąż został pozbawiony praw rodzicielskich, ale złożył odwołanie i porwał dziecko. Nic sobie nie robi z wyroku sądu! Za nic ma łzy matki. Ciągle zmienia miejsce zamieszkania i zrobił się bardzo chorowity. Wciąż dostarcza zwolnienia lekarskie do sądu, a ten nie może wyznaczyć terminu rozprawy odwoławczej. Pani Marta szukała pomocy wszędzie, ale wszyscy rozłożyli ręce. Po publikacji Faktu i liście matki do ministra sprawiedliwości, jest iskierka nadziei, że syn wróci do matki. Michał Wójcik, wiceminister sprawiedliwości:W każdym przypadku Ministerstwo Sprawiedliwości kieruje się przede wszystkim dobrem dzieci. Sprawy, w których rodzice zwracają się o pomoc, są skomplikowane i dotyczą bardzo intymnych, prywatnych sfer życia. Dlatego działania, które podejmuje ministerstwo, najczęściej nie mogą być ujawniane opinii publicznej. Sprawa pani Marty Janiec jest jedną z tych, które dotyczą bardzo wrażliwych, delikatnych kwestii, w których dobro dziecka może być zagrożone. Sprawa ta została przekazana do Prokuratury Krajowe Pan Paweł nie widział córeczki 1,5 roku!– Niech mi ktoś w końcu pomoże – błaga zrozpaczony Paweł Pilecki (44 l.), tata 3-letniej Jagody, którą 1,5 roku temu uprowadziła matka Izabela (39 l.). Mężczyzna ostatni raz widział dziecko w styczniu 2018 r., choć ma takie same prawa rodzicielskiej jak żona. Poznali się osiem lat wcześniej, a po pięciu wzięli ślub. Mieszkali i pracowali w Warszawie. Rodzinie wiodło się bardzo dobrze. Trzy lata temu na świat przyszła Jagódka, ale po kilku miesiącach zaczęły się kłopoty. – W poradni stwierdzono, że żona jest uzależniona od alkoholu. Leczyła się, ale nie za wiele to pomogło – opowiada swoją wersję pan Paweł. Gdy zażądał, by zaczęła leczyć się na poważnie, żona nagle zabrała córeczkę i uciekła. Jak ustalił pan Paweł jeździ z dzieckiem po Polsce. – Bywa w Bolesławcu, Lądku-Zdroju i Mielnie. Tak naprawdę nie wiem, gdzie teraz są, bo nie reaguje na żadne próby kontaktu – mówi przez łzy ojciec rozwodowa jest w toku. Sąd postanowił, że w jej trakcie dziewczynka będzie mieszkać z matką i wyznaczył terminy widzeń dla pana Pawła. Ale jego żona nie wykonuje zarządzeń sądu! Łącznie nie odbyło się już kilkadziesiąt widzeń zasądzonych przez sąd!Mimo wielu prób nie udało się nam skontaktować z panią Izabelą. TOK Psycholog Czesław Michalczyk radzi: Szanujcie uczucia swoich dzieci FAKT: Czy dziecko uprowadzone przez jednego z rodziców, odizolowane od drugiego może się dobrze rozwijać? Dla pełnego, prawidłowego rozwoju dziecko potrzebuje obojga rodziców. Nawet jeśli są po rozwodzie i razem nie mieszkają, dziecko ma potrzebę obecności w swoim życiu także drugiego rodzica. Pozbawienie możliwości takiego kontaktu zdecydowanie źle wpływa na rozwój osobowości dziecka. Powoduje osłabianie albo nawet zerwanie więzi z drugim rodzicem. Dziecko wychowywane przez jednego rodzica zawsze ma gorszą sytuację niż wychowywane przez oboje. Występuje brak wzorców w kształtowaniu się podstawowych cech osobowości, które może przekazać tylko drugi rodzic. F: Co z więzią między dzieckiem i rodzicami? Czas płynie. Nie widzą się rok, dwa trzy... Więź emocjonalną trzeba budować i podtrzymywać. Po kilku miesiącach, zwłaszcza u małego dziecka ta więź emocjonalna się rozluźnia, a po 2-3 latach rodzic przestanie funkcjonować w świecie dziecka. ta wieź ulega zerwaniu. F: Rodzic izolujący powoduje więc... - Gwałt na psychice dziecka. Pozbawiając kontaktu z drugim rodzicem dopuszcza się gwałtu na psychice dziecka. Rzadko to się zdarza, że rodzic stanowi jawne zagrożenie dla dziecka. Jeśli tak nie jest, ma prawo uczestniczenia w wychowaniu dziecka. Ono tego potrzebuje. Pozbawianie dziecka takiej możliwości, jeśli wynika to wyłącznie z rozgrywek między rodzicami jest gwałtem na psychice dziecka. To zostaje na cale życie. To traumatyczne doświadczenie i dopiero po latach okazuje się, że dziecko, którego pozbawiono kontaktu z 2. rodzicem albo 2. rodzic był przedstawiany w złym świetle ma problemy emocjonalne. F: Ale czy to nie odbije się na osobie, która w ten sposób gra dzieckiem? Oczywiście. nierzadko osoba, która izoluje, bywa rozliczana przez dorosłe dziecko. Zwłaszcza, kiedy w dorosłym życiu dziecko nawiąże kontakt z drugim rodzicem i dowie się, że nie rodzic nie chciał mieć kontaktu, ale była to alienacja rodzicielska. Zawsze kiedy rozmawiam z rodzicami, z tymi, które zostają z dzieckiem mówię: szanujcie uczucia dziecka. dziecko kocha tego rodzica, z którym nie mieszka. jeśli kochacie dziecko, szanujcie jego uczucia. F: To chyba z punktu widzenia emocjonalnego działanie samobójcze? To prawda. To nie liczenie się z dobrem dziecka, ale dorosłe dzieci szukają kontaktu z rodzicem. Miałem wielokrotnie w gabinecie dzieci, które świadomie były izolowane – pacjenci wychowywani przez mamy i babcie. jako dorośli ludzie mieli kontakt z rodzicem. ten rodzic nie maił już szans na zaistnienie w życiu dziecka. proszę mi wierzyć – to nie były łatwe sytuacje dla rodziców, które izolowały i alienowały drugiego rodzica. Nienawiść między rodzicami jest często tak duża, że nie myślą się w perspektywiczny sposób. F: Czyli dziecko jest kartą przetargową w rozgrywce między rodzicami? Najczęściej uprowadzenie rodzicielskie są powodowane przez to, że każde z rodziców chce mieć dziecko na własność. Częste jest, że wydzierają sobie dziecko z rąk i nie są w stanie Dla dobra dziecka tak ułożyć relacji między sobą po rozstaniu, żeby zapewnić dziecku dobrą więź z obojgiem rodziców. To jest niezbędne. rak kontaktu z drugim rodzicem wywołuje dziurę emocjonalną skutkującą w przyszłości deficytami w życiu uczuciowym, emocjonalnym. Zawsze tak sjest. F: Rodzicielski egoizm, czy rewanż, zemsta? Najłatwiej ukarać byłego partnera ograniczając kontakty z dzieckiem albo nastawiając dziecko źle do drugiego rodzica. To najprostsze ale najbardziej nieracjonalne. Ale w zaślepieniu, w problemach emocjonalnych często zwłaszcza matki nie biorą tego pod uwagę. To działa oczywiście w obie strony. F: Reakcja na klimat ukrywania? Poczucie bezpieczeństwa to podstawowa potrzeba dziecka. Miejsce, dom, rodzice, dojrzały, kochający rodzic, daje takie poczucie. jeśli wchodzi w grę element ukrywania, ograniczania kontaktów ze światem zewnętrznym w obawie przed ojcem/matką. wywołuje brak poczucia bezpieczeństwa. Bez tego poczucia w dzieciństwie nigdy nie będzie się czuł bezpieczny w dorosłym życiu. F: Czym to skutkuje? Problemami osobowościowymi, zaburzeniami emocjonalnymi, problemami w relacjach z ludźmi, nawiązywaniu głębokich więzi. jeśli tego nie dostanie się w dzieciństwie, deficyt jest przez całe życie. Nie radzą sobie w relacjach z ludźmi, w rodzinach, które zakładają. osoby, które mają złe doświadczenia z dzieciństwa - traumy związane z brakiem poczuciem bezpieczeństwa, brakiem prawdziwych, głębokich więziach to się przekłada na ich funkcjonowanie w podstawowych rolach jako partnerów, jako rodziców. To może być częsta powtarzająca się historia przekazywana na kolejne pokolenie jeśli ktoś nie przerwie tego. Taki skrypt psychologiczny. Dlatego ważne, żeby mimo rozstania się ludzi dziecko było priorytetem. Żeby nie alienować drugiego rodzica, bo to zawsze jest ze szkodą dla dziecka. Rozmawiał: Marek Juśkiewicz Liszowska rozwodzi się z milionerem. To koniec! Łzy sądzonej za spopielenie dziecka. Szczere? Dlaczego ludzie się rozwodzą? Adwokat zdradza szczegóły: /4 Były mąż chce mnie wymazać z pamięci Kuby Archiwum prywatne / BRAK Kuba, syn pani Marty /4 Były mąż chce mnie wymazać z pamięci Kuby Adam Mroczek / Pani Marta nie widziała synka od trzech lat! /4 Ministrze, pomóż odzyskać dzieci! Tomasz Ozdoba / – Niech mi ktoś w końcu pomoże – błaga zrozpaczony Paweł Pilecki (44 l.), tata 3-letniej Jagody, którą 1,5 roku temu uprowadziła matka Izabela /4 Ministrze, pomóż odzyskać dzieci! / BRAK Michał Wójcik, wiceminister sprawiedliwości: – W każdym przypadku Ministerstwo Sprawiedliwości kieruje się przede wszystkim dobrem dzieci Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: . 270 383 84 317 360 106 303 448

mąż ciągle jeździ do rodziców